Dzień 1
Na Wyżnią Huciańską Przełęcz dojeżdżamy na godzinę 13.30. W moim planie miała być 13-
Dzień 2
Rano następnego dnia zbieramy się dopiero o 10.30. Pogoda poprawia się. Za pół godziny jesteśmy na przełęczy Palenica –
Nazwa Spalonej pochodzi od dawnej hali pasterskiej Spalona, położonej na jej płn-
Dzień 3
Trzeci dzień zapowiada się ładnie. Choć wciąż wieje i rano jest zimno, widoki mocno mobilizują Nas do kolejnego dnia. Szybko pakujemy się i udajemy fajną granią w kierunku płd. na Spaloną Przełęcz a nastepnie wspinamy się na Pachoł (2167m). Postanawiamy nie wchodzić na sam wierzchołek tylko przetrawersować go od wschodu. Godzina 11.00. Szybko obniżając się po 20 minutach jesteśmy na Banikowskiej Przełęczy. Odpoczywamy. Przełęcz to jedna z ważniejszych połączeń pomiędzy dolinami południowej i północnej strony Tatr, łącząc turystycznie Liptów z Orawą. Teraz kolej na jeden z najwyższych szzczytów Tatr Zachodnich a najwyższy w jej głównej grani –
Nazwa Banówka wywodzi sie od robót górniczych prowadzonych tu krótko a zaniechanych ze względu na niedostatek rudy. Jesteśmy na nim o 12.15.
Od tego momentu zaczyna się eksponowana grań, która w zimie jest bardzo niebezpieczna ze względu na zasypane ułatwienia typu łańcuchy. Na razie wszystko żywcujemy. Szkoda Nam czasu. Po pół godzinie od szczytu napotykamy pierwsze większe trudności. Kilkunastmetrowy łańcuxh jest zasypany. Próbujemy go wytargać i wykopać. Zajmuje to sporo czasu. Częściowo się udaje, jednak nie cały. Akurat w najbardziej trudnym terenie jest pod 0,5 metrową twardą skorupą śniegu. Nachylenie sięga 70 stopni. Wiążemy się, bo każde najmniejsze potknięcie grozi odpadnięciem a przy takim kącie nie ma szans na jakąkolwiek reakcję.
Uświadamiamy sobie jak niewiele trzeba aby zakończyła się tutaj Nasza wyprawa.
Nie ma możliwości założenia stanowiska. Asekurujemy się czekanem założonym za koniec łańcucha. W dalszej części grani pojawiają się miejsca tak wąskie, że nie wiadomo jak to przejść. Najlepiej okrakiem. Ale jazda ! –
Idziemy dalej granią przez Trzy Kopy i dochodzimy do wniosku, że planowany obóz IV na Smutnej Przełęczy jest mało realny. Wymęczyła Nas ta graniówka a na przełęcz jeszcze kawał drogi. Pod Trzecią Kopą na wysokości 2115m odnajdujemy zasypaną platformę. Zbliża się 16.30. Decydujemy się tu rozbić IV-
Dzień 4
Wstajemy o 7.00. Ponieważ jesteśmy wysoko, słonko szybko nagrzewa namiot. Śniadanko i wychodzimy o 9.05. Okazuje się, że zejście na Smutną Przełęcz nie jest takie trudne i jesteśmy na niej po pół godzinie. Przed Nami 2 Rohacze. Wspinając się spotykamy dwóch schodzących Słowaków. Chwilę rozmawiamy. Mieli iść na Banówkę, ale rezygnują jak mówią, ze względu na dość trudne warunki śniegowe. Na Płaczliwym (2125m) jesteśmy o 11.00, na Ostrym (2088m) godzinę później.
Nazwę Rohacz Ostry wziął od swojej sylwetki zwieńczonej dwoma szczycikami podobnymi rogom lub rogaczowi co po słowacku znaczy roháč.
Obawialiśmy się zejścia i stan łańcuchów, które ubezpieczają wejście na szczyt. O dziwo, wszystkie były odkryte, więc szybko dostaliśmy się na Jamnicką Przełęcz.
Na Jamnickiej Przełęczy jesteśmy o godzinie 13.00. Po pół godzinie wchodzimy na Wołowiec. POLSKA! To już bardzo mi znany i pewnie każdemu teren. Tutaj rozpoczynałem moją przygodę z zimowymi Tatrami. Ze szczytu kierujemy się na wschód, w kierunku dobrze widocznej Łopaty (1958m) i Jarząbczego Wierchu (2137m). Jesteśmy zmęczeni. Ponieważ znów mocno zaczyna hulać wiatr zastanawiamy się, czy ma sens, jeszcze dziś zdobywać Jarząbczego, tym bardziej, że jutro i tak planujemy dojść tylko do Pyszniańskiej Przełęczy. Odnaajdujemy super miejsce, zasłonięte od wiatru –
To był bardzo ładny i nietrudny dzień. Martwimy się jedynie kończącym się gazem. Gdyby zabrakło go Nam na Pyszniańskiej, nie będziemy mieli jak się ewakuować…
Dzień 5
Piąty dzień Naszej wędrówki to wciąż ładna pogoda, choć nadal wieje. Dziś do przejścia 3 wyniosłe szczyty: Jarząbczy, Starorobociański i Błyszcz. Trochę wypoczęliśmy.
Wychodzimy o 9.30. 5 minut i jesteśmy na Niskiej Przełęczy. Teraz strome wchodzenie na charakterystyczną zachodnią ścianę Jarząbczego Wierchu (2137m). Jest 10.30. Obniżamy się w kierunku płn.-
Mamy dobry czas. Jest 12.30. Schodzimy na Gaborową Przełęcz, gdzie po raz drugi odpoczywamy. Minęła godzina 13-
Dzień 6
W nocy przyszło załamanie pogody. Rankiem obudził Nas opad zmrożonego śniegu na dach namiotu. Pogoda fatalna. Znów jak w pierwszy dzień mgła. Nic nie widać. Jest zimno, wieje porywisty wiatr. Reszta gazu pozwala Nam ugotować co nieco. Szybko zwijamy namiot i jesteśmy gotowi do ataku Kamienistej (2121m) . Nie mamy wyjścia, trzeba iść do przodu. Nie wchodzimy na szczyt. Trawersujemy go od lewej, gdyż grań i tak skręca.
Mleko, szukamy grani, która teraz kieruje się na płn. W końcu odnajdujemy słupek graniczny. Idziemy poziomo wciąż zerkając na nawigację, aby czasem niepotrzebnie nie zboczyć i nie tracić czasu. Grań spiętrza się i zwęża. To znak ,że jesteśmy przed Smreczyńskim Wierchem (2066m). Nie da się iść wprost granią. Próbujemy obejść ją od lewej. Teren staje się trudny technicznie. Spoglądamy na siebie i kiwamy głowami –
Niegdyś istniał dotąd czerwony szlak turystyczny, który jednak został skasowany przez TPN, po wcześniejszym usunięciu z drugiej strony przez Słowaków.
Jest to najniższa przełęcz w Głównej Grani Tatr, z dawna znane przejście wykorzystywane niegdyś przez górali i podróżników. W latach ostatniej wojny wiódł tędy jeden ze szlaków kurierskich z Polski na Węgry.
Ponieważ nie mamy już gazu decydujemy się na ewakuacyjne zejście do schroniska turystycznego „Ornak”. Tak więc zbędny sprzęt pozostawiamy w depozycie na przełęczy i po 1,5 godzinie jesteśmy już w schronisku.
Była to jedyna i bardzo słuszna decyzja.
Dzień 7 (ostatni)
Ostatnią noc dobrze wypoczęliśmy i napełniliśmy brzuchy :). Zdajemy sobie sprawę, że do końca nie należy lekceważyć trasy i mobilizujemy się. W ostatni dzień ma być łatwo. Co tam, Czerwone Wierchy –
Godzina 5.00. Pobudka. Musimy wyjść o 6-
Zmieniamy kierunek na wschodni. Wieje niemiłosiernie. Miejscami ledwo utrzymujemy się na nogach. Rzuca Nami jak popadnie. Skoro tyle przeszliśmy, to damy radę –
Kolejno Krzesanica (2122m) –
JEST, UDAŁO SIĘ !!! Jesteśmy strasznie zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi.
Ostatni dzień miał być najłatwiejszym a okazał się prawie 11 godzinną ciągłą walką –
Na koniec, wielkie podziękowania dla Pawła za partnerstwo, przez te całe 7 dni. Mam nadzieję, że również nie zapomni tej wspaniałej wyprawy…
Główną Grań Tatr Zachodnich polecam wszystkim, chcącym odczuć smak niesamowitej przygody, poznać swoją wytrzymałość i determinację w górach … oczywiście zimą !!!